środa, 26 grudnia 2018

Nieidealność

Witaj!
Przy okazji Świąt chcieliśmy życzyć Ci samego dobra, nieskończonych pokładów miłości, radości, wiary, pięknych marzeń, które będziesz z odwagą i wytrwałością realizować. Chcemy Ci życzyć Bożego Narodzenia codziennie i cudów nie tylko w Święta. A także czegoś pięknego, o czym wspomnimy pod koniec. Mamy nadzieję, że przeżyłaś/przeżyłeś piękną rodzinną wieczerzę wigilijną, cudowne Boże Narodzenie.


My, z okazji Świąt piszemy dziś we współpracy.



Od jakiegoś czasu mam temat nad którym zastanawiam się i który jest bliski każdemu z nas. Tak, nieidealność.



Przyznać się, kto z czytelników tego bloga jest doskonały?

Właśnie, nikt z nas taki nie jest. Popełniamy wiele błędów, robimy różne głupoty, mówimy niepotrzebne słowa. Owszem, warto dążyć do tego by być najlepszym jak się da. To przecież nasza misja. Niemniej jednak nie, nie jesteś idealna/idealny, my także. Pytanie tylko, na ile świadoma/świadomy tego jesteś?


Do mnie dopiero niedawno dotarło, że taka jestem. Wcale nie jestem chodzącą ikoną perfekcji.
I teraz bardzo mi się to podoba. Chcę i mogę być niedoskonała. Taka po prostu jestem.



Dla obrazu:

Samochód który się remontuje w garażu może być nieidealny, jakby był, to nie byłoby co przy nim robić i nie byłoby co opowiadać i żadnych wspomnień i przygód z nim związanych. I jakby wszystkie auta były idealne to by mechanicy i serwisanci nie mieli co robić.


Z ludźmi podobnie jest. Bo jakbyśmy byli już od razu idealni w 120% to nie mielibyśmy żadnych słabości i problemów, a przez to nie pracowalibyśmy nad sobą, żeby stać się lepszymi ludźmi i mogłaby nas zgubić pycha i duma.



Jak dla mnie takie wyjaśnienie wystarczy.





Taka jaka/taki jaki jesteś kochana/kochany. Nasza nieidealność jest piękna. Łatwo jest kochać kogoś, kto nie jest problematyczny, kto nie ma kłopotów, kto sprawia wrażenie bycia bez skazy. Za to "najtrudniej kochać tych, którzy najbardziej tego potrzebują".

Bóg mnie taką kocha, on nie wymaga mojej perfekcji, on chce bym kochała.

"Gdyś stajnią nie pogardził, nie gardź i sercem mym." - O gwiazdo Betlejemska


Człowiek też jest w stanie kochać drugiego mimo jego ubytków. Kocha się przecież nie za coś ale mimo czegoś. Tu chodzi tylko o jedno - o najprostszą, bezwarunkową miłość. Pokochanie siebie jaką/jakim jestem, pokochanie drugiego, a świat staje się lepszy.



Jeszcze jedno...

W ten zimowy, ale pełen miłości wieczór wyobraź sobie, że... Siedzisz na ziemi, trzymasz
w objęciach swego Odkupiciela, Wybawcę. Jak gwiazdę, której jesteś fanką/fanem, tylko tu jest ktoś więcej niż ta gwiazda. Jest Ktoś, kto już zapłacił za Ciebie, żebyś mogła/mógł żyć i nie umarł bez nadziei. Teraz pomyśl, jaki to zaszczyt, że akurat Ty możesz Go przytulić do swojej piersi. I wiesz co jeszcze? Za plecami masz Jego Ojca - samego Boga, który obejmuje Cię za ramiona, głaszcze po plecach, bo wierzy, że kochasz Jego Syna i zaopiekujesz się nim jak najlepiej potrafisz.


A teraz chcemy Ci życzyć: Bycia świadomym i pokochania swojej nieidealności.

Jeszcze coś na lepszy humor: "Arka Noego - Nieidealna". Dziękuję Aga!


Dziękuję Pawłowi za zdjęcie - cieszę się, że tego bloga tworzymy czasem nawet grupowo.



Pozdrawiamy serdecznie,

Daria i Karol <3

wtorek, 6 listopada 2018

Drugie Plecy

Witaj!
Jak wrażenia po ostatnim poście?

O niektórych wiem. Kochani! Nawet nie wiecie jaką frajdę, jaką motywację dostaję, gdy dowiaduję się, że ktoś to czyta. Mało! Że ktoś bierze sobie te przemyślenia do serca. Jesteście Wspaniali! Uwielbiam każdego i każdą z Was!
I ciągle będę ponawiać propozycję, jeśli chcesz się czymś podzielić, coś napisać od siebie czy anonimowo, odezwij się. Jestem szczerze otwarta na życiowe mądrości gości bloga.

Kontynuujemy temat zdrowia kręgosłupa, czyli temat pleców. Tym razem drugich, ludzkich pleców.

Pisałam, że Bóg jest Osobą, która idzie przede mną i za mną jednocześnie i On pierwszy odpiera ataki.

Czy mam jeszcze kogoś koło siebie? Tak? Kto, w takim razie, idzie przy moim boku?
A właśnie tak! Mam koło siebie... Samo stwierdzenie odpowiada na pytanie.


Gdy jesteśmy jeszcze mali, mamy ludzi, którzy tulą, przewijają, uspokajają, karmią, trzymają na rękach. Ale zaraz... To znaczy mają nas przed sobą (czasem jesteśmy dla nich ważniejsi niż oni sami dla siebie), nie obok. Ciekawe! Poza Bogiem są osoby, które są naszymi kolejnymi plecami. Bo On posyła nam taką pomoc. I tu kolejny wniosek. Nie dałabym rady sama, muszę mieć drugie ludzkie plecy. Wracając, łatwo to stwierdzić, gdy malutki bobas sam sobie nie pomoże. Cóż on może?
Chodzisz do szkoły? Chodziłaś/chodziłeś. I jak? Był ktoś kto uczył literek pomagał robić zadania domowe, robił kanapki, czekał w domu z obiadem, kupował książki, odwoził na zajęcia. A gdy pojawił się problem? Nie było tej osoby? Może była inna?
Czasem ich nie dostrzegamy, czasem odrzucamy ich pomoc. Ale oni są. Oni zawsze są. Może jest jedna/jeden. Może akurat nie udaje/udało się do niej/niego trafić (mówimy o skrajnych przypadkach), ale oni są. Bardzo często jest to kwestia poproszenia o pomoc.


Proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości a odwagi. Odwagi do przyznania: jestem słabą istotą
i potrzebuję drugiego człowieka. Wszyscy potrzebujemy. Mniej lub więcej, ale jednak.

Dobrze, idąc dalej...
Znów pojawia się kwestia powołania. W zależności od drogi jest to także kwestia pleców. Jako szczęśliwa żona mam mieć wsparcie w moim mężu. On staje się moimi plecami. My, kobiety, stworzenia bardziej wrażliwe potrzebujemy silnego ramienia i silnych barków mężczyzny, takich które staną za nami murem i nie pozwolą upaść. Jak trzeba - poniosą, przytrzymają, czasem stanowczo czegoś zabronią (dla naszego dobra). Panowie mają taką siłę, nawet jeśli nie wyglądają na specjalnie umięśnionych. Bo to najczęściej nie jest kwestia fizycznej siły. Ważniejsza jest rola wsparcia. Zaczynając od otworzenia słoika, przegonienia pająka przez zainstalowanie pralki, zajęcie się dzieckiem, aż po bycie z kobietą podczas jej depresyjnych dni.



Z własnego doświadczenia widzę po co Bóg dał mi rodziców, rodzinę, przyjaciół, Karola. Od najmłodszych lat miałam zawsze kogoś koło siebie. Miałam ludzi, którzy mimo wszystko zawsze we mnie wierzyli, takich, którzy zawsze martwili się, gdy coś było nie tak. Tak, ja też często tego nie dostrzegałam. Ach, ta niebłogosławiona upartość. Oni byli, oni są i wierzę, że będą. Dlaczego? Bo kochali, kochają i będą kochać.
Wspomniałam niedawno o swoich problemach. Nie, nie wyszłam z nich w 100%, ale spotkałam na swojej drodze cudownych ludzi, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i poświęcając mi swój bardzo cenny czas postanowili wyciągnąć mnie z bagna. Już teraz jestem za nich dozgonnie wdzięczna. Oni są nawet, gdy mnie "nie ma". Czy to nie są właśnie te plecy, które każdy z nas powinien mieć?
Więcej, którymi każdy z nas powinien być?

Panowie, a jak u Was wygląda ta sprawa drugich pleców? Z chęcią się dowiem!


Życzę, by każdy z nas miał podwójne Plecy i byśmy potrafili być tak wielkim wsparciem jakie sami chcielibyśmy mieć!

Wielkie podziękowania dla PP - Pawła, który stał się blogowym fotografem i poza genialnymi zdjęciami ma też na nie świetne pomysły.
Może follow dla tego użytkownika? Ig: @pavso_n (https://www.instagram.com/pavso_n/)


Wspieram,
Daria ;*

niedziela, 21 października 2018

Najsilniejsze Plecy


Witaj!
Jak mija Tobie jesień? To taka specyficzna pora roku, są długie wieczory, dla mnie idealne na siedzenie w domu, naukę, robienie na drutach, wspólne rozmowy... z ciepłą herbatką/majerankiem/kurkumą w kubku (Taki żywot słabej odporności :P)

Dziś zacznę jeden temat, który będę kontynuować w następnym poście.



Tym razem na tapetę biorę Miłości jako relację człowiek-Bóg. Chcę porozmawiać o Nim jako
o moich Plecach.



Ja, jako kobieta potrzebuję podwójnych pleców - pancerza. Która nie potrzebuje? Myślę, że Pleców
o jakich piszę potrzebują także mężczyźni, choć ich relacja z Najwyższym jest po prostu nieco inna niż nasza. Dobrze wiem, że sama sobie w życiu nie poradzę, stąd muszę mieć wsparcie, muszę mieć Kogoś kto będzie mnie prowadził. Osobę, która stanie przede mną żeby całym Sobą osłonić mnie przed natarciem wroga. I On jest najskuteczniejszą bronią. Kiedy tylko powierzę Mu się całkowicie nie muszę o nic się martwić. Wtedy jestem obserwatorem walki o moją duszę. Ciężkiej walki, ale takiej, w której Dobro zwycięża.

O co mi chodzi? To, że bez pomocy Boga a często także bez drugiego człowieka (o tym następnym razem) nie jesteśmy w stanie dać sobie rady. Człowiek jest z natury istotą słabą. I nie jest niczym złym prosić o pomoc. Trzeba być świadomym swojej niemocy. A pierwszą Osobą, do której najbardziej warto zwrócić się po wsparcie jest właśnie Najwyższy.


Bóg na pierwszym miejscu. On jest Siłą, bez której nawet w tryliard osób nie dalibyśmy rady.
Dlatego on zawsze pierwszy.




Dziś miałam taką krótką i jednocześnie wielką sytuację. Przed Mszą Świętą miałam takie wrażenie, że nie będzie to łatwa godzina. Od dłuższego czasu (w związku z moimi duchowymi problemami) moje myśli za często uciekają na nieodpowiednie tory, szczególnie podczas modlitw i Eucharystii. Zły lubi mnie w ten sposób dręczyć. Wiedząc o tym, pamiętając też (to niedawno usłyszałam
w którymś z katolickich vlogów - prawdopodobnie "
Jednym Sercem"), że w każdej trudności mogę przyjść do Boga, mogę Go prosić o wiarę (Co wcześniej było dla mnie dziwne. Jak można prosić Boga o wiarę, skoro muszę ją jakoś zdobyć by w Niego wierzyć. Wierzcie mi, myliłam się!), prosiłam Go by mi pomógł, by On zabrał te trudności, bym nie upadła. I wiesz co? Ta Msza była pięknym przeżyciem. Owszem, miałam trochę rozproszeń, ale pewna, że Bóg w tym jest, że On nie chce żebym się tym za bardzo zamartwiała, zostawiałam je i modliłam się dalej. Tuż przed Komunią (a to Ci ciekawe!) naszła mnie dość poważna ucieczka myślowa. Pierwsze co wtedy usłyszałam były słowa "Zostaw to, chodź do Mnie, do Komunii.". A jako, że jestem osobą upartą (niestety do Boga także :c) myślałam o tym, czy nie zrobiłam czegoś tak okropnego, że raczej powinnam się wyspowiadać niż przyjąć Pana w Komunii (na tym polega moja choroba). I po ludzku nie doszłam do niczego. Ale znów usłyszałam Jego głos "Chodź!". To, że Go słucham jest piękne! Wprowadził pokój do mojego serca. Tamta sprawa po ludzku nierozwiązana jest nieistotna po Bożemu i Jemu ją zostawiłam.
Widziałam dzisiaj, że On troszczy się o mnie nawet przy tak "błahych" prośbach. On - moje Plecy ochronił mnie przed najgorszym upadkiem w moim problemie. Uratował mnie.



Ciebie też może. Chcesz mieć takie Plecy?

To jeszcze pół żartem pół serio: Wiadomo, że silne barki, mocny kręgosłup jest niesamowicie ważną sprawą, dlatego trzeba o niego odpowiednio dbać.

Życzę, by każda z Was miała plecy z Nieba.

Przytulam,
Daria ;*

niedziela, 16 września 2018

Być człowiekiem

Witaj!
Jak wakacje? Mam nadzieję, że były udane!
Wiem, przepraszam, dawno nic nie pisałam, sprawy prywatne. Nie wiem jak często będę teraz pisać, potrzebuję trochę czasu, wybacz proszę.

Dzień odpoczynku (niedziela ♥) zachęcił mnie dziś do obejrzenia bardzo wartościowego filmu - "Obdarowani" z 2017r. Oglądałaś/łeś?
Zainspirowana nim chciałabym podzielić się pewnym spojrzeniem na życie. Może to oczywiste, ale trzeba nam być człowiekiem. Brzmi to absurdalnie, ale jakież niełatwe to czasem bywa? Pomyśl.

Nie wstydzę się o tym powiedzieć - nie zdałam egzaminu z algebry, nie zdałam także poprawki (oczywiście nie dlatego, że się nie uczyłam). Za cel poprawki ustawiłam sobie 4. Podczas wakacji cel ten trochę osłabł, niemniej jednak chciałam dostać coś więcej niż 3. Dostałam czerwone 2, mam do zdania warunek. Tak, Daria ma warunek.
W szkole zazwyczaj byłam prymuską, miałam bardzo wysokie oceny. Pamiętam jak było mi źle, gdy kiedyś w podstawówce dostałam 1 czy 2. Gdy nie miałam czerwonego paska, z własnego odpuszczenia sobie, to po jakimś czasie czułam się niespełniona.
Od zawsze stawiałam sobie bardzo wysokie wymagania. I szczerze. Nie, nie byłam w stanie im sprostać. Gdy doświadczałam porażki byłam zrozpaczona, że przecież nie tak miało być. Wtedy tłumaczyłam, że nie muszę być pierwsza, nie na tym polega życie. Uwierzyłam we własne słowa dopiero po pewnym czasie.
Życie, studia są także po to by rozwijać się wszechstronnie, by mieć dobre życie towarzyskie, by budować przyjaźnie, relacje na całe życie. Dlatego tak ważne jest znaleźć swoją poprzeczkę, taką, którą rzeczywiście jesteśmy w stanie przeskoczyć. Nie za wysoką.

Tej kij ma dwa końce.
Wiem, że poprzednie semestry uczyłam się stanowczo za mało, na ostatnią chwilę. W stresie zdawałam ćwiczenia, wykłady na minimum punktów. Warto było? Stanowczo nie! Za mało satysfakcji. Uczyć się trzeba, czytać, rozwijać się nieustannie. Nie można edukacji zepchnąć na dalszy plan, daleko za rozrywki. Mam jeszcze wakacje i wiesz co? Mam szaloną ochotę porobić notatki, pouczyć się czegoś. Mam niedosyt wiedzy, brak mi jej.
Wiesz co by było, gdybym nie zaniedbała tak nauki w poprzednich latach? Miałabym pewność, że ja to umiem, że nie muszę co chwilę patrzeć w notatki, bo przecież ja to pamiętam. Dlatego 3 nie jest satysfakcjonujące w moim przypadku. I słusznie, nie powinno być. Poprzeczka "3" jest za niska.



To mój przypadek. Każdy próg wymagań powinien być rozpatrywany indywidualnie. W kontekście tego kim jesteś i ile jesteś w stanie zrobić.

Chcę przez to powiedzieć, byś umiała/umiał dostosować swoje wymagania do tego co rzeczywiście jesteś w stanie zrobić w danym czasie. Proszę, nie przeceniaj swoich umiejętności, nie musisz być na podium. Postaw swoje własne podium i porównuj się tylko ze sobą.

Powodzenia w realizacji celów!

Ściskam,
Daria

niedziela, 10 czerwca 2018

Po prostu mi to powiedz.


Witaj!
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo dawno mnie tu nie było. I nie będę się tłumaczyć, bo nie mam nic na swoją obronę. Ale myślę, że to i tak nie jest ważne, bo pamiętam o blogu.


Wspomnę dzisiaj o jednym z moich ulubionych tematów, czyli o relacjach. Chcę się z Tobą podzielić piękną zasadą, jaką Karol wprowadził do naszego związku już na początku jego istnienia, a która jest ciągle aktualna i dzięki której ani razu nie było między nami kłótni. Wierzę, że ta zasada jest jedną z najlepszych jeśli chcemy budować trwałe, zdrowe relacje nie tylko chłopak-dziewczyna ale również w rodzinie, przyjaźni, życiu. Taka uniwersalna, prosta, a jednak często trudna zasada.

Co to jest konkretnie?
Otóż zasada brzmi "Jeśli będziesz coś ode mnie chciała, to mi to PO PROSTU POWIEDZ".
Jako osoba, która wiele wolała zrobić sama, która chciała poradzić sobie z każdym problemem sama, która zamiast powiedzieć coś wprost, czekała aż ktoś domyśli się o co mi chodzi, miałaby pewnie teraz problem.

Do zasady się zastosowałam, choć nie było to łatwe, ale na szczęście nie byłabym w stanie mu odmówić. I bardzo dobrze, że tak się stało. W ten sposób z osoby zamkniętej w sobie stałam się dziewczyną, która zna swoje ograniczenia i potrafi otworzyć się na pomoc bliskich, która z chęcią dzieli się swoimi spostrzeżeniami, szuka odpowiedzi na trudne pytania, radzi się.

Jak już wspomniałam nigdy się tak naprawdę nie pokłóciliśmy. Są, wiadomo trudne momenty, rozmowy, które muszą się odbyć, a nie tak łatwo jest wprost o nich mówić. Jednak, zapewniam, że warto. WARTO! Warto zrobić to wbrew sobie! Bo robimy to tak naprawdę dla siebie, ale też dla osoby, z którą właśnie rozmawiamy. Ta osoba jest warta wiedzieć, co nas trapi, przecież chce nam pomóc. Bo nie jesteśmy w życiu sami, mamy siebie nawzajem. Doceńmy to i stawmy czoła trudnościom. Jeśli zaangażujecie się w to całym sercem, to wierzę, że zbliży Was to do siebie, zbudujecie większe zaufanie, miłość, szacunek i zdobędziecie pewność, że nie trzeba sobie ze wszystkim radzić samemu.



Szkoda czasu na kłótnie, które nic nie wniosą, a czasem nawet pogorszą sprawę. Lepiej ten czas poświęcić na szczerą rozmowę i znalezienie rozwiązania wspólnymi siłami.

To teraz do dzieła! Budujmy wspaniałe, szczere relacje!

Pozdrawiamy serdecznie i życzymy sukcesów w rozmowach.
\Daria i Karol ♥

niedziela, 1 kwietnia 2018

Wielki... Wsparcie

Witaj!
Po pierwsze, bardzo cieszę się, że tu jesteś, cieszę się, że czytasz tego bloga, że poświęcasz mi swój cenny czas. Dziękuję!
Przy sposobności życzę Ci największej Radości ze Zmartwychwstania Pana Jezusa, siły, takiej jaką On ma oraz Jego zaufania!

"Śpiewajcie Panu,
bo wielka Jego moc
i chwała!
On z niewoli zła
swój lud ocala!"

Wsparcie? Nie pisałam o tym? Owszem, wspominałam już o tym, że nie jesteśmy sami, o potrzebie bycia razem. Ciekawe, że podobny temat znów się pojawia. Myślę, że to coś znaczy, że to tak ważna sprawa, że trzeba o niej sobie czasem przypominać.

Wiem, że dziś jest już Wielkanoc, ja jednak cofnę się na chwilę do Wielkiego Czwartku i Piątku. To był dzień, kiedy Pan Jezus usilnie modlił się do Swego Ojca. Cierpiał wtedy niesamowicie. Był sam, uczniowie posnęli. Sama siedząc tego dnia w kościele także byłam śpiąca. "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe." Mt 26,41. Jednak nie mogłam od tak pójść sobie do domu. Ja potrzebuję Go cały czas i On jest za mną ZAWSZE, dlatego chciałam Mu się odwdzięczyć. Wspierać swoją obecnością. Być z nim. Siedzieć, bo wystarczyło, że tam byłam. Wierzę, że w ten sposób było Mu choć trochę lżej.

Każdy z nas potrzebuje czasem wsparcia. Są sytuacje, w których nie jesteśmy w stanie fizycznie pomóc. Rodzi się wtedy inna możliwość - wsparcie psychiczne, duchowe. O wiele łatwiej jest zrobić cokolwiek, gdy ma się świadomość, że ktoś w nas wierzy, że ktoś dodaje otuchy. Nie trzeba nieustannie tego powtarzać, lepiej coś zrobić. Warto uczynić tak, by druga osoba była tego świadoma, by wiedziała, że jesteśmy z nią/nim.



Często wystarcza sympatyczny uśmiech. To ciekawe, prawda? Można wesprzeć drugą osobę chociażby takim gestem. Tak, uśmiech ma tak potężną siłę działania! Oczywiście, jeśli mamy kogoś bliższego, można zrobić coś więcej, napisać motywującego sms-a, przysłowiowo "poklepać po plecach", czy po prostu być - fizycznie przy tej osobie.
Zrobić wszystko, by osoba potrzebująca wsparcia mogła powiedzieć "Mogę na nią/niego ciągle liczyć!"

Życzę Ci byś umiała/umiał wspierać swoich bliskich, ale nie tylko bliskich.

Jesteś Wspaniała/Jesteś Wielki!

Ściskam,
\Daria

czwartek, 15 lutego 2018

Odpowiedzialne decyzje

Witaj! Jak tam ferie? Mam nadzieję, że odpoczywasz po trudnym czasie egzaminów, sprawdzianów, może masz akurat urlop w pracy. Znajdź chwilę wytchnienia po tych wymagających wysiłkach. Jednocześnie pamiętaj o Wielkim Poście i o wyzwaniach jakie on stawia przed Tobą. Masz już konkretne postanowienie? To czas by podjąć się zrobienia czegoś dobrego. Właśnie, czas podjąć jakieś decyzje. O tym dziś pomówimy. Na początek pytanie. Co to w ogóle jest dla Ciebie decyzja? Jakiś (możliwe, że trudny) wybór? Jakaś odpowiedzialność za coś lub za kogoś? Często się jej boimy, kojarzy się nam negatywnie, bo często podjęcie jakichś decyzji łączy się z podjęciem pewnego wysiłku i to jest to czego się boimy - boimy się zaryzykować. Do podjęcia decyzji dołącza strach i niepewność, czy aby na pewno to co postanowiliśmy jest słuszne. I co wtedy? Są dwie drogi: Jedna - banalna - usiąść, zapomnieć o problemie i nie rozwijać się. Druga - rozsądna - wziąć się w garść i zacząć działać? Działać, czyli przyjąć trud odpowiedzialności i podjąć decyzję. Trudne, co? Pewnie tak. Warte trudu? Z pewnością! Jeśli mamy już omówiony proces podejmowania decyzji, teraz skupmy się na czasie ich podjęcia. Są pewne decyzje, które wymagają czasu. Nie można ich podjąć zbyt szybko, pochopnie i bezmyślnie. Podejmując każdy wybór, trzeba również pomyśleć o jego konsekwencjach i zajrzeć na moment w przyszłość, żeby rozważyć, czy ta decyzja na pewno będzie dobra. Warto rozważyć wszystkie za i przeciw, nawet wypisać je na liście i przypisać im wartości. Mogę się przyznać, że nie raz wiele decyzji chciałam podejmować na już, wiele spraw chciałam załatwić od razu, by mieć je z głowy. Często niezbyt dobrze na nich wychodziłam. Nie ma sensu spieszyć się, by niejako zniknąć problem. Owszem, decyzję miałam za sobą, niestety konsekwencje nie zniknęły tak szybko. Przy nagłym podejmowaniu decyzji często nie miały pozytywnego zakończenia. Kończyły się zwykle niedosytem, którego mogło nie być kilka dni później. Z drugiej strony nie zawsze dobrze jest odkładać wszystko na później. Są dwie strony… Niekiedy odwlekanie spraw na później i później i później niszczy to co mamy.



Dlatego nasza zasada jest prosta: warto najpierw sklasyfikować decyzję i nadać jej wagę. Dopiero potem przemyśleć konsekwencje, "za", "przeciw" i określić czas jej podjęcia.


Dlatego tak ważne jest realne podejście do sprawy, co oczywiście wiąże się z odpowiedzialnością. Cóż… dorastając będziemy spotykać się z kolejnymi problemami, decyzjami, jakie musimy podjąć. Pewnie będą coraz bardziej wymagające. Dlatego tak istotne jest od początku odważyć się i nie zrzucać odpowiedzialności na innych.



Ale nie martw się, decyzję podejmujemy sami, jednak nikt nie broni nam (powinniśmy wręcz) pytać i radzić się bardziej doświadczonych, tych, którym ufamy. Oni z pewnością ułatwią nam wybór.



Życzymy Wam samych dobrych wyborów!



\Daria i Karol

niedziela, 4 lutego 2018

Wzajemność.

Witaj!
Sesja zdana? Walczysz jeszcze? Daj z siebie wszystko! A jak idzie praca nad postanowieniami? Robisz sobie co miesiąc podsumowanie sukcesów?
Jeśli chodzi o mnie to jestem na etapie "nieustannie zmotywowana", delikatnie zaczęłam, mam w głowie kilka projektów, które czekają na wiedzę by je zrealizować.

Mam dla Ciebie dziś mega rozległy temat, który opiszę tylko w znikomej ilości. Niech to będzie rada od starszej koleżanki.
Mam wrażenie (tylko wrażenie, bo nie zagłębiam się w "nastolatkowe mody" zakochania, chociaż sama przeżyłam coś takiego), że dzisiejszy świat nastawia się bardzo na cierpienie z miłości. Na brak wzajemności, na uparte dążenie do przeogromnej miłości, która się nie pojawia, nie pojawi ale i tak usilnie chcemy kogoś kochać - nawet bez wzajemności. Czy to ma sens?
Ma! Ma, gdy nie nastawiamy się na miłość prowadzącą do związku, ale na idealną, jaką ma Jezus, który kocha mimo naszych buntów i sprzeciwiania. On potrafi czekać wieczność.
Ale dziś nie o tej Pięknej Miłości.

Osobiście uważam, że inna niewzajemna miłość pomimo wszytko nie ma sensu bytu (może w szczególnych przypadkach, ale myślmy racjonalnie).
A co, gdy ja go naprawdę kocham? Tak? I co jesteś w stanie dla niego zrobić? Co gdy on znajdzie sobie inną i z nią będzie szczęśliwy? Nadal będziesz go kochać i męczyć się? Zostawisz to, jak wypada? Myślmy racjonalnie. Zapytaj się samą.
Oczywiście to działa dla obu stron.



Wiem, Ty możesz tego jeszcze nie widzieć, bo jak to powiedział mi kiedyś kolega - "Z daleka lepiej widać." - M.. Możesz być jeszcze zaślepiona/zaślepiony, ale jeśli tylko chcesz być szczęśliwa/szczęśliwy przetrzyj oczy, rozejrzyj się. Zapytaj znajomych, co oni widzą. Przemyśl jaką masz realną szansę na wzajemność. Zastanów się czy miłość bez wzajemności ma sens i czy działa na Ciebie pozytywnie. Zrób to szczerze, być nie żałowała/żałował po miesiącach/latach życia tylko w nadziei i w miłości bez wzajemności.
Zasługujesz na wyjątkową, piękną miłość, taką, którą przeżyjesz tylko Ty i druga Twoja część. Jesteś warta/wart tak wielkiego szczęścia.

Wiem, co piszę :') Sama byłam "zakochana" (a tak naprawdę zauroczona, bo przeszło kiedy poznałam prawdziwego Misiaka) w kimś (albo raczej w wyobrażeniu, jakie o nim miałam) przez jakieś 6-7 lat. Będąc teraz w szczęśliwym związku z Misiakiem ♥, widzę jak dużo bez sensu cierpiałam. Na szczęście mam do siebie dystans i nie skupiam się na bólu, ale śmieję się ze swojej głupotki.
A tak naprawdę nie myślę już o przeszłości, a cieszę się obecnym szczęściem.

Może to jeszcze nie Twój czas na wielką dożywotnią miłość. Ale ona przyjdzie! Nie bój się. Można nie być samotną/samotnym będąc singielką/singlem.

To jeszcze cytacik:

"Bo cechą miłości jest szacunek dla drugiego człowieka, a przeciwieństwem jej jest pogarda." - ks. M. Maliński.

Szanujmy też siebie, swoje zdrowie psychiczne!.

Kocham Was
\Daria

niedziela, 7 stycznia 2018

Nowy rok, czyli nowe cele

Witaj w nowym roku!
Postanowienia zrobione? Mam nadzieję!

Może dla niektórych to już jakaś reguła, coroczna rutyna, może bezsensowne szukanie nowej nadziei, może jeszcze coś innego, i nie robią postanowień. Może mają inny sposób na życie, może mają jakieś swoje sposoby na osiągnięcie sukcesu. Powodzenia! Wierzę i w Ciebie!

Jednak dla mnie nowy rok to nie tyle nowa ja, co kolejny schodek w życiu. Schodek możliwości, motywacji, wyzwań. Zaczynam ze zdwojoną siła, ba! nawet jeszcze większą. Postawiłam sobie cele, mam pomysły na realizowanie pasji, siebie, na to jak być jeszcze lepszą Darią. Nie jedynie w słowach. Mam wybrane małe kroki, które mi w tym pomogą. To jest jak z programowaniem. Chcesz nauczyć się jakiegoś języka, więc żeby osiągnąć jak najwyższy poziom rozwiązujesz zadania zgodnie z poziomem, zwiększając go.

Nie opiszę tu wszystkich swoich postanowień, to nie blog o mnie (choć dzisiejszy post nieco tak wygląda)
Powiem Wam tylko trochę. Zaczęłam bawić się Arduino, sprawia mi to przyjemność, mam pomysł na mały, potem pewnie większy projekt (w który w wakacje zaangażuję wspólnika :D). Póki co robię malutkie projekty posiłkując się gotowcami z internetu.
Drugie postanowienie porusza materię związkową. Ujmując to nie wprost "Być jeszcze większym Msiakiem". Co to znaczy? Starać się jeszcze bardziej, żeby jemu było ze mną dobrze, żeby był coraz szczęśliwszy. Wiadomo, że ten cel realizować się powinno codziennie, nie tylko z roku na rok. Chodzi mi głównie o to, że w 2017 robimy konkretną rzecz (np. interesuję się tym co robi, poznaję nowe hobby, uczę się tego, czego on się uczy). W 2018 robię coś poziom wyżej niż w 2017.
Tu też można podjąć konkretne kroczki. Jeden kroczek - jedna rzecz na jeden dzień. W ten sposób zrobimy 365 kroków, co umożliwia wejście na kolejny schodek.

Warto zatrzymać się nad starym rokiem i zastanowić za co jesteśmy wdzięczni, jak można wykorzystać dary, które zostały nam dane w tym czasie. Warto też zastanowić się nad błędami i podjąć decyzję jak przemienić je w tym roku na sukcesy, jak sprawić, by były zasługą.


W tym roku nie odkładam już realizowania swoich hobby na później. Teraz mam na to czas. Podobno z wiekiem jest coraz mniej czasu na takie przyjemności.

Na koniec z humorem:


Kocham Was ♥
\Daria