niedziela, 29 października 2017

Jak mi to działa na... zmysły

Hej! Witaj!
Po swojej regeneracji wróciłam z porządną dozą rozmyślań.

Jak już wiecie, miałam swoje dni porządkowania świata duchowo-psychicznego. Nadal zastanawiam się nad wieloma sprawami, pytam, rozważam. Czuję się jakbym poznawała cały ten świat na nowo, odkrywała to, o czym inni tak zawzięcie piszą, mówią, a w co nie chciałam wierzyć, odrzucałam. Zaczęłam z ufnością słuchać mądrzejszych i żyć ich radami.

Najprostsza rzecz. Muzyka. Wspaniały prezent.
Gdy byłam jeszcze w gimnazjum też miałam swój ciężki okres (czas nastoletniego buntu, szukania tożsamości). Wtedy mnóstwo łez wylewałam właśnie słuchając muzyki. Bardzo silnie wpływała na moje zmysły. W ten sposób uwalniałam ukrywane emocje.



Później jakoś o tym zapomniałam, nie potrzebowałam płakać. Czemu? Przestałam tłumić uczucia. Po prostu żyłam z nimi. Byłam szczęśliwa, świadomie szczęśliwa. I choć czasem słuchałam czegoś, co poruszało serce, to głównie po to by wykrzesać z siebie jak najwięcej energii, trwać w motywacji do działania. Coś, co mogło jeszcze bardziej rozradować serce.

Kilka dni temu zaniechałam zadań domowych z braku sił (Mój kolejny mały sukces - nie katuję się nauką do upadłego), nie wyłączyłam melancholijnej muzyki. Siedziałam pisząc co przeżywam. Co za to dostałam? Świadomość, jak bardzo czasem potrzebuję ciszy, łez i Tej drugiej osoby. Wiem nawet, że emocje to skarb. Skoro wiem, które pozytywnie na mnie wpływają, nie chcę ich blokować. Chcę żyć z nimi rozważnie: nie poddając się im w stu procentach, jednocześnie mając je na znacznej uwadze. Nie do wszystkich spraw można podchodzić czysto praktycznie. Czasem trzeba posłuchać serca.

Trzymajcie się Kochane Misiaki.
\Nadzieja

niedziela, 15 października 2017

Gotowa do walki!

Witaj!
Wiem, dawno mnie tu nie było. Nie lubię pisać tego typu rozważań, gdy nie jestem w odpowiednim psychicznym stanie. Wolę najpierw coś przeżyć, by móc się z Tobą tym podzielić. Ostatnio po prostu długo zmagałam się ze swoim wnętrzem…. Najwidoczniej tyle trzeba było mi czasu. Mam nadzieję, chcę wierzyć, że to koniec moich ciągłych upadków tego typu. Podniosłam kolejną rękawicę, tak łatwo się nie poddam. Mam po co, mam z Kim i mam dla kogo walczyć.

Jak to powiedział pewien ksiądz na spotkaniu „w strefie wolności” podczas „Light for Life” w Wambierzycach… Powiedział coś w stylu: „Bierz udział w bitwie! Każdej! Każda kolejna, nawet pomimo upadku, dodaje siły.”  Spojrzałam dziś na te słowa zapisane jako notatka w telefonie, idealnie opisują to co się u mnie działo, nadal dzieje. To się dzieje ciągle, u Ciebie także, prawda?

Kto z nas nie ma problemów, spraw, z którymi ciągle walczy? Zawsze wygrywasz? To jest życie, jesteśmy ludźmi, słabymi upadającymi człowieczkami. Nie raz jeszcze będziesz podnosić się z ziemi, otrzepywać ubranie i stawać do kolejnej bitwy.

Moje ostatnie (prawie) dwa miesiące, dotyczyły właściwie jednej kwestii, u Ciebie mogą to być różne sfery życia. Możesz potrzebować mniej czasu niż ja, może potrafisz sprawniej wstać. Może przeżyłaś/przeżyłeś już tyle, że po prostu wiesz jak stanowczo stanąć na danym terenie. Nie? Może jest to dla Ciebie nowa sytuacja i nie masz pojęcia dokąd właściwie iść. Każdy problem jest inny. Nie ma dwóch identycznych osób, wnętrz, a co za tym idzie nie ma określonego schematu rozwiązania Twojego kłopotu. Dlatego nie bój się rozważać, nie bój się wierzyć.


Czasem żeby iść na przód trzeba potknąć się o kamień, by nie zahaczyć głową o kolczastą gałąź. Wtedy podnosisz kamień, który okazuje się być diamentem.
Pamiętaj jeszcze, że nie wolno iść przez życie schylonym bojąc się gałęzi, mierz się z nimi, bo nabawisz się garba na plecach.

Wiem, że jeśli walczysz w słusznej sprawie, wygrasz w końcu i staniesz się siłaczem jakich mało. Bo rzeczywiście każda walka, nie tylko wygrana, umacnia, motywuje i odradza do życia. Zobacz, wróciłam do pisania. A to jedynie malutka część tego co będzie się działo!

Powodzenia!

\Nadzieja