środa, 28 października 2020

Niekończący się bal!

 Witaj! Miło, że jesteś!

Epidemia znów się rozkręciła, zrobiło się smutno. Dbajmy o siebie! Dbajmy o siebie wzajemnie!
Chcę się dziś podzielić moim największym marzeniem, tęsknotą za czymś, co sprawia, że chcę być coraz lepszym człowiekiem. Jest to temat dość kontrowersyjny i chyba podlega pod społeczne tabu. Zbliża się wspomnienie Wszystkich Świętych, które jest jednym z moich ulubionych świąt. Uważam, że jest niesamowicie radosne. Dla jasności - wspominamy świętych, czyli tych, którzy radują się już życiem wiecznym. Znacie tę piosenkę "Wszyscy święci balują w niebie"? Myślę, że tytuł częściowo oddaje to, co musi się tam dziać. Nie wiem, jak będzie w Niebie, czy tam trafię. Jednak szczególnie ostatnio, często to sobie wyobrażam. Do czego doszłam? Skoro w Niebie nie ma cierpień, chorób, epidemii, smutku, żalu, a wieczna radość i chwała to widzę tam wielkie tłumy ludzi ubranych w odświętne stroje śpiewają i tańczą na cześć Boga. Wyobraź sobie wieczną imprezę! Wielki bal! Może to płytkie porównanie (Nie wiem czy poprawne teologicznie - proszę mnie poprawić!), ale widzę to jak wielką, niekończącą się imprezę, z ukochanymi współbiesiadnikami, z tańcami, z najlepszym jedzeniem, z wymarzonym zespołem. I to wszystko po to, żeby uwielbiać Boga. Dla mnie jest to piękne!

A Ty? Chcesz tak balować?

Mamy z Karolem taki rytuał, że dzwonimy do siebie przed spaniem i wspólnie odmawiamy modlitwę wieczorną. Na jej końcu wołam świętych o pomoc. Jest ich sporo. Co wtedy musi dziać się w Niebie? Siedzi zadowolony Jezus na tronie i widzi cały orszak świętych (których prosimy) wołających "Panie Jezu, sprawa jest... Zajmiesz się nimi?". I co ma zrobić? Odprawić z kwitkiem? Stwierdza, że to załatwi i zgodnie ze swoim planem daje albo nie (bo tak dla nas lepiej), to o co prosimy. Dlaczego wspomniałam o marzeniu i tęsknocie? Ponieważ bardzo chciałabym trafić do Nieba. I nie chodzi mi o to, że mam myśli samobójcze. Nie, spokojnie. Każdy ma swoją godzinę umierania i ja cierpliwie czekam na swoją. To jest dobra tęsknota za nieustannym pokojem, radością i uwielbieniem. To tęsknota, która napełnia mnie radością już tutaj na Ziemi. Daje mi nadzieję na to, że w odpowiednim czasie trafię do Nieba. Daje mi obraz tego, co się dzieje, gdy się modlę. Wiecie czego najbardziej boję się myśląc o śmierci? Nie samego umierania. Boję się tego (mam nadzieję, że niesłusznie), że osoby, które zostaną tutaj mogłyby nie poradzić sobie z tym, że odeszłam. Mam jednak nadzieję, że będą się za mnie modlić, szybko otrzymają pocieszenie i nie pogrążą się w rozpaczy. A ja, o ile Bóg przyjmie mnie do Nieba, będę ze świętymi, biegać za nich do Jezusa prosząc o to, co najlepsze. A dlaczego to temat tabu? Nie wiem! Dla mnie jest to radość, nadzieja, a przede wszystkim największe marzenie. Trzymajcie się zdrowo! Z miłością, Daria ♥